wtorek, 4 grudnia 2007

Witek


Witek spojrzał zadziornie na Jerzego
-no i co?
A co ma być,pomyślał leniwie Witek.Kiedy Zygmunt odszedł Jerzy stał się zadziorny taki cy jako to.No ale ma prawo ,w końcu to był Jego nojlepszy kompan.
-no i co?
A ten swoji i swoji.Wiem,rozumiem,ale niech mi da spokój.
-No i co?
A co ma być ?Przecież jak zwykle- nie damy im sie i kuniec.A kuniec przecie musi byc no bo bez tego ani rusz.No ale co będzie ,jak już będzie koniec?Hm..to będzie...rusz no nie?.Ale tam zara se tym gowe zawracać.
No i co?
Jak nie przestanie zaraz to to Go wytne w ten chudy łeb.

...Stali i patrzeli w dal.Witek i Jerzy.Patrzyli na oddalającego się krzywym krokiem Zygmunta,z którym jeszcze przed chwilą delektowali sie słodką agrestówką z małą domieszką miodu.
Zygmunt ,mimo swych zapewnień o braterstwie i głębokiej przyjazni opuścił ich natychmiast po tym,jak w pękatym,zawałoby się niejako bez dna balonie winnym(raczej niewinnym) pokazało się dno...

Brak komentarzy: